Filmowy. Tak możne by rzec - choć nie pod względem obejrzanych dzieł. Tym razem jako członek ekipy technicznej ośrodka kultury z kamerą na ramieniu (choć nie cały czas). Poza tym załatwiało się kilka podstawowych rzeczy, jak napoje i siedzisko. Kurka, mam nadzieję, że chłopaki oddali krzesła i ławkę;D
Głównie latałem i filmowałem drugą kamerą - tym ciekawszym zajęciem, wszak ciągle jest się w ruchu i trzeba myśleć o tym, co się robi, a bardziej co za chwilę się zrobi. Było śmiesznie, nerwowo i arcyciekawie. Sponsorem wrażeń był jak zwykle Piotrek, który stawiał mi wysokiej klasy zadania. O tym za chwilę.
Pomimo różnych niedociągnięć i wkurzających technicznych Feela (którzy testowanymi światłami walili mi wprost do kamery) wszystko odbyło się w życzliwej atmosferze. Prawie, ale jednak.
Deszcz zamienił pola Grodziska w wielkie jezioro błota. O mało nie wciągnęło mi butów jak wracałem do samochodu. My, usadowieni obok akustyka, byliśmy centralnie pod namiotem, stąd burza i chłód był nam niestraszny.
Feel. Nie żywię doń wyższych uczuć, choć ostatecznie stwierdziłem, co następuje: chłopaki potrafią grać, Kupicha ma dobry głos (choć nie wybitny, nie elektryzuje jak Niemen ani nie wprowadza w trans jak Soyka), zaś efekty specjalne są na wysokim, profesjonalnym poziomie (choć nie czaiłem po jakie licho wyświetlali filmiki za sobą, które - nie wszystkie - nie miały za dużo wspólnego z tekstem); jedyne i najważniejsze, czego u nich nienawidzę, to durne teksty, typu:
Na rozstaju dróg,Kurka, na rozstajach prędzej spota się strzygę, wampira albo czarownicę, ale nie Boga!! Chyba że miał na myśli Baala.
Stoi dobry Bóg,
Poza tym słuchanie jaj i przytulanie oczu nie należą do moich ulubionych czynności.
Manager też zrobił nam świństwo, wszak po jakie licho kamerować artystów z odległości 3 m, jak potrzebujemy dobrej jakości zbliżeń? No ale, gwiazda i jej kaprysy.
Wracając do największej dawki adrenaliny niedzielnego wieczora, to był świetny pomysł Piotrka na przeprowadzenie wywiadu z Kupichą. Pytania ułożyłem ja i ja je zadawałem. Cóż, trwało to może 3-4 minuty, a ciągnęło się się w przestrzeni jakbym miał z 10 minut przegadać. I tak dobrze, że nas przyjął po koncercie.
Wiadomo - człowiek normalny, a także normalny (zmiana w znaczeniu). Skoro świat dziczeje, a w Polsce tylko są jeszcze normalne rodziny...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz