Dwudziesty trzeci dzień.
Po raz pierwszy w tym tygodniu porządnie się wyspałem. Tydzień był szalony, a to za sprawą ciągle zmieniającego się harmonogramu praktyk.
Wczoraj zacząłem stosować uspokajacza wieczornego, którego będę stosował przed snem. To Wojna futbolowa Kapuścińskiego. Jego książki są do tego idealne, wszak nie wymagają specjalnego ruszenia mózgu (tzn. nie występują głębsze analizy), a poza tym napisane są niezwykle plastycznie, zarazem pod względem opisów, zwracających uwagę na detal, jak i używanego języka - prostego, lecz wyrafinowanego, jak na wybitnego reportera przystało.
Praktyki były stricte popołudniowe. Już mogę odebrać ocenę, choć zrobię to dopiero w piątek. Najważniejszym punktem dnia było z kolei kółko filmowe - w praktyce uczyliśmy się rozpoznawania osi filmowych. Przyznano mi rolę quasi-aktorską, wszak trudno mówić o odgrywaniu sceny w momencie, gdy pozostałe dwie osoby były całkowicie nierozmowne. Speszyły się, choć ja - starszy wiekiem - w sumie to rozumiem, też miałem te 16-18 lat i podobne problemy.
Ogólnie wszystko było ok. Trzeba będzie kiedyś przełamać ten dystans dzielący mnie a resztę. Zresztą zapewne nie będę miał czasu na kółko w ciągu tyg.
W domu zaś zabawy z cudownym prądem. Zastanawiam się nad zbudowaniem kapliczki w ogrodzie i postawieniem krzyża przed skrzynką z bezpiecznikami. Fizycznie nie da się zrozumieć tej sytuacji. Prądu nie było, a po wyciągnięciu i wsadzeniu z powrotem bezpieczników nagle powrócił! Piszę o tym bez ogródek: to dowód na ingerencję Boga w moje bezpieczniki. Natchnął je swą mocą i wszystko działa!
A propos. Nigdy nie rozumiałem fizyki.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
z ta fizyka to fakt, ile to było?? 0,001%?
OdpowiedzUsuńNie no, można sie było załąmać:):)
~ata