sobota, 4 września 2010

Pamiętaj, co to świństwo! ;)

Piąty dzień.

Zaczęło się niewinnie - od słodkiego lenistwa i powolnego zbierania rzeczy - aby dojść do wielkiego dnia, szczególnego, których nie ma zbyt dużo w życiu. Pomijając różne wpadki, których było całkiem mało (o dziwo, wszak okoliczność zachęcała), wydarzenia rozgrywały się w niezwykle miłej, serdecznej, przyjacielskiej atmosferze.

Cóż takiego się działo? Kuzyn się żenił!
Może nie byłoby w tym niczego dziwnego, zachwycającego - w końcu to "tylko kuzyn" i "tylko wesele" - jednak sam fakt bycia świadkiem nadaje temu wydarzeniu pewną wzniosłość i ważność. Tym bardziej, że przeżyłem je wespół z parą młodą w trzeźwości i to z własnego wyboru, wszak nie byłem przymuszony do pozostania kierowcą tego dnia przez cały czas.
Wspaniałe święto dwójki cudownych ludzi. Czas, choć musiałem za nim gonić - wręcz pędzić po autostradzie - okazał się naszym sojusznikiem. Z wszystkim zdążyliśmy, policja mnie nie niepokoiła, a nawet pogoda była znośna (choć deszcz dawał się we znaki). Mszę poprowadził przez bardzo miły ksiądz, zaś chór wyśpiewywał pieśni znane z różnych chrześcijańskich spotkań młodzieży i rekolekcji, przez co można było sobie nieco powspominać dawne czasy. Sala kameralna, ale wystarczająca i klimatyczna, z kolei zespół - złożony z dj'a i konferansjera - wzorowo poprowadzili zabawę mieszając obecne hity z dobrymi przebojami XX wieku, od Armstronga, Presleya i Boney M po Dżem, Perfect i Republikę, dzięki czemu każdy gość mógł się dobrze bawić, w szczególności młodzi, których było sporo i dobór rockowych kawałków rozgrzewał ich na parkiecie.
Impreza trwała do godziny czwartej nad ranem. Dawno tak dobrze się nie bawiłem, głównie z tego względu, iż młodzi aktywnie spędzali czas: rozmawiając z gośćmi, biorąc udział w każdej zabawie oraz współpracowali ze starostą - czyli mną, dzięki czemu wykonywanie obowiązków odbywało się w bardzo miłej atmosferze i na spokojnie.

Wspaniałe były również niespodzianki. Szczególnie wspominam przygotowaną przez Tomka prezentację, w której ja parokrotnie się znalazłem (całkowicie mnie zaskoczył zdjęciami z dzieciństwa, których nigdy wcześniej nie widziałem). Warto wspomnieć również o niespodziance, którą sprawiłem Tomkowi z tatą, mianowicie High Hopes w czasie przerwy na lody:)

Mnóstwo wrażeń, których tak łatwo się nie zapomni!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz