poniedziałek, 11 października 2010

Blues zwładnął mą duszą

Czterdziesty pierwszy dzień.

Rawa Blues Festiwal mnie całkowicie zachwycił! A wszystko udało się zgodnie z naszymi planami.
Wpierw dotarłem do Katowic, w drodze do Spodka przeszukałem pobliskie antykwariaty (dokładnie dwa) w poszukiwaniu słowników serbskich oraz zaopatrzyłem się w wodę. Po dotarciu na miejsce czekałem, czekałem i czekałem... ale tylko kilkanaście minut;) pruski ordnung zabrania się spóźniać. Przy okazji zobaczyłem Irka Dudka, który dawał wywiad TVP, a także starych znajomych z liceum, którzy akuratnie zastanawiali się nad możliwie najtańszym wejściem na Festiwal. Uraczeni moją opowieścią o partykularnym krwiodawstwie, zauważyłem na horyzoncie Tomka, z którym - żegnając prędzej znajomych - upuściliśmy sobie złą krew całkiem unowocześnioną metodą, gdzie znachora i skalpel zastąpiły pielęgniarki oraz sprzęt medyczny.

Festiwal tym razem zorganizowano z wielkim rozmachem. Nowy, wręcz najnowszy sprzęt nagłaśniający oraz wysokiej klasy oświetlenie, które sprawiły, że koncerty brzmiały i wyglądały niesamowicie. Ogromny telebim w kształcie walca ponad płytą, który bodajże po raz pierwszy został wykorzystany na koncercie (dotychczas głównie na imprezach sportowych). Zaproszenie gwiazd, które zrobiły największą furorę w ciągu ostatnich lat, co złamało dotychczasową zasadę zapraszania gości tylko raz. Zresztą same koncerty zostały zorganizowane w specjalnej oprawie - The Nightcats oraz James Blood Ulmer wystąpili w unikatowym składzie - pierwsi z Little Charlie`m, drugi wraz z Vernonem Reidem.

Każdy koncert był niesamowity. Nawet Dudek, którego nie darzę ogromną sympatią, acz zachwycił mnie różnorodnością instrumentów, na których zamiennie grał w niezwykle utalentowany sposób (harmonijka ustna, gitara akustyczna, skrzypce).
Nora Jean Bruso jest jedną z najbardziej utalentowanych bluesowych wokalistek, co dała popis w trakcie koncertu. Niezapomniany na lata będzie jej występ a capella bez użycia mikrofonu. Posiada tak potężny głos, że bez problemu można było usłyszeć i zrozumieć co wyśpiewuje stojąc kilkadziesiąt metrów od sceny pośród ludzi. Jestem w dalszym ciągu w szoku, a dodatkowo z tego względu, iż Aga (wspaniała, wielka i cudna!) załatwiła wszystkim zdjęcia z autografami pani Bruso! Zdjęcie stoi na półce i czeka na to, aż przywiozę do Opola antyramę:D
Rick Estrin, Little Charlie i The Nighcats. Jedyny koncert w takim składzie na świecie. Niesamowita moc swinga, rock`n`rolla i bluesa z lekką domieszką jazzu w wykonaniu geniuszy z wieloletnim stażem. Zawojowali sceną i wszystkimi pod sceną - mało kto się nie bujał, tańczył czy skakał. Ludzie wręcz dostali szału z zachwytu, gdy Little Charlie nagle w środku utworu zaczął grać Smoke On The Water Deep Purple! Nawet my - pomimo tego, że mieliśmy czekać na dziewczyny niedaleko wejścia - rzuciliśmy się w rozskakany tłum. Występ pozostanie w pamięci także ze względu na trik, który w umówionym momencie wszyscy instrumentaliści wykonali. Mianowicie energicznie obrócili się do widowni tyłem zarzucając sobie gitary na plecy - bez chwili przerwy w utworze! Perkusista również uderzał w bębny w takiej pozycji. Niesamowici ludzie!
Na koniec James Blood Ulmer (żywa legenda bluesa), Vernon Reid (jeden z najbardziej utalentowanych gitarzystów świata) oraz zespół Memphis Blood dało wyśmienity wyraz bluesa w połączeniu z jazzem i funkiem. Fakt faktem muzycy nie dorównali tempa Nightcatsów, co pewnie dla wielu stało się przyczyną wczesnego opuszczenia Spodka. Ja również początkowo nie byłem zachwycony, jednak dobrze zrobiłem, że zostałem do końca, wszak im dalej w las, tym bardziej muzycy się rozkręcali. Tym sposobem zamiast grać opcjonalnie od 22.25 do 23.45, panowie wręcz nie chcieli opuścić sceny i zrobili to dopiero 20 minut po północy, co daje wynik dwugodzinnego koncertu. To dowód na to, że chłopaki z Memphis (+ Reid z Londynu) nie należą do tych ekscentrycznych gwiazdek, które za nic mają sobie widzów. Zresztą dotyczy to także pozostałych artystów, którzy uświetnili jubileuszowy festiwal. Każdy muzyk dawał po sobie znać, że uwielbia grać, a występ na Rawie jest dla niego dodatkową frajdą.

Najlepsze koncerty, na jakich byłem, spędzone w świetnym towarzystwie;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz