Czekam chwili, kiedy Ciebie będzie więcej niż mnie
Śmieszna teza. Dziwna, po prostu. Nie rozumiem, jak można bezinteresownie oddać swoją tożsamość, swój byt ... Czemuś? Właśnie - Czemuś.
Druga sprawa to na ile się siebie zatraca, a na ile oddaje się swój los komuś, by to ktoś decydował. Freudowski ojciec, rzecz jasna.
Trzecia sprawa - na ile się oferuje, że chce się oddać, a na ile naprawdę się w tym kierunku coś robi. Mam na myśli następującą rzecz: ileż jest ludzi deklarujących właśnie w ten sposób, które w "realu" nic sobie z tego nie robią - tj. nadal ważniejsze jest imprezowanie, podrywanie dziewczyn, seks, używki, szpan... a może - właśnie takim ma być Bóg? Symbolem seksu, wódki i mody?
Ja nigdy bym nie mógł tak powiedzieć - tym bardziej, że to najczęściej wśród młodych jest objawem czczego powtarzania idoli muzycznych (zespół zwie się TGD).
Jeżeli ktoś się z tym utożsamia - jego sprawa. W momencie, gdy manifestuje ów 'pogląd' (może bardziej ideę?) publicznie - od tej chwili czuję posiadanie prawa do wyrażania swej opinii na takowy temat (to tak na wszelki wypadek).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz