czwartek, 22 kwietnia 2010

Poczujesz się po nim literacko

Co za dzień. Wpierw siara z zajęciami z teatru (ale dr W. jest boska, i to z całkiem ludzkiej strony! ;D), następnie wykład Rolfa Fiegutha (sam wykład może niezbyt poruszający, wszak nigdy nie czytałem Lilli Wenedy Słowackiego, jednak w debacie po odczycie okazał się niezwykle otwartym i światłym człowiekiem, znawcą historii polskiej literatury, choć z wykształcenia jest też germanistą i rusycystą), całkiem udane wystąpienie na seminarium, koło z literatury (łatwe, dlatego takie dziwne), obiad i film Nagi Lunch Cronenberga. Dzień pełen wrażeń;)
Zrobię to, ach, zrobię! Wszak mogę jak paw oznajmić, iż wczoraj pierwszy raz zrobiłem sam trójelementowy obiad. Trudno nazwać to gotowaniem (paluszki rybne + purée + surówka), jednak mój skarb (a może bardziej żuczek czy inny owad przypominający maszynę do pisania) nie musiał nic a nic mi pomagać. :)
Film z kolei zrobił na mnie duże wrażenie. Zarazem obsada była bardzo ciekawa (Ian Holm znany z Władcy jako Bilbo Baggins, Julian Sands grał m.in. w Ocean's 13 czy Milion Dollar Hotel, Roy Scheider znany z 2010: Odyseja czy Cały ten zgiełk, i - rzecz jasna - Peter Weller, który genialnie odtworzył główną postać, znać go możecie chociażby z RoboCop 2 czy Posejdona), jak i ujęcie tematu (połączenie "treści" powieści pod tym samym tytułem z wydarzeniami z życia autora, Williama S. Burroughsa). Film dziwny, niesamowity, na pewno nie nudzi. Wręcz przeciwnie - człowieka wciąga w ukazywany świat (warto nadmienić, że poza narkotycznymi wizjami wyjętymi z książki Cronenberg dodał własne, charakterystyczne dla tego właśnie reżysera elementy, znane chociażby z kultowego Videodromu - świata już praktycznie nie ma, wszystko staje się jedną wielką narkotyczną iluzją). Dla wytrwałych i poszukujących nietuzinkowych wrażeń ten film jest wręcz wymogiem!

piątek, 16 kwietnia 2010

Lechu vs Peter

Jakkolwiek by tego nie ująć - spośród żałób wybrałbym świadomie smutek po stracie Petera aniżeli Lecha. Choć zdaję sobie sprawę z powrotu Steela do praktyk chrześcijańskich, to nadal uważam go za godniejszego mojego smutku. Ktoś, kogo ceniłem za życia - nie ktoś, kim gardziłem. Przyznaję się bez przymusu - nie głosowałem na Lecha Kaczyńskiego, nigdy nie uznałem go za autorytet. Pozostaje dla mnie w kategorii JP - nie ceniłem go z życia, więc nie mam zamiaru udawać świętoszka. Piotr Ratajczyk - on prędzej mógłby być moim mentorem.
jakże się koło zakręca, prawdaż? dziwo, o dziwo. Dziwo spodziewane.

RIP Peter "Steel" Ratajczyk

Jednak to prawda. Wszystko wydaje się tak niemożliwe, tym bardziej w momencie, gdy zasłuchuję się w genialne October Rust.
Peter "Steel" Ratajczyk zmarł 14 kwietnia. Wczorajszego dnia nie potrafiłem w to uwierzyć, miałem nadzieję, iż to zwykła pomyłka, a może zaplanowany żart ze strony Petera. Jednak przyszedł i na niego czas. Wszak wszystko umiera, jak śpiewał. Takiego głosu już nigdy nie usłyszymy, chyba tylko z płyt.
Co dodatkowo mnie przeraża? Był w wieku moich rodziców.
Niestety, świat nie wygląda jak wyciągnięty z powieści Pratchetta. Gdyby tak było, ŚMIERĆ użyczyłaby głosu na ich nowym albumie. Zresztą, słuchając muzyki TON dziś (aktualnie Red Water), czuć, że czegoś zabrakło, najbardziej charyzmatycznego i hipnotyzującego elementu. Czegoś, co nie powróci. Jakże się to kłóci z myślą przewodnią obecnej kultury. Przetwarzając Baumana - Peter, zostawiłeś nas - od dziś niepełnosprawnych konsumentów, niepotrafiących zrealizować swych pragnień (co najmniej dwóch: zakupu nowego albumu i zobaczenia Cię na żywo).

wtorek, 13 kwietnia 2010

so, the carnival is over...

żałoba żałobą, ale żyć trzeba.
szkoda tylko, że pogoda na grilla nie dopisała...

jutro znowu czas niepogody. a to temu, iż ach gdyż nie czuję się przygotowany na zajęcia... czas zasiąść w bibliotece. już, teraz!
dzień jutrzejszy należy też do trudniejszych. zresztą - największa liczba zajęć, z przerwami od 9 do 20 (przy dobrych wiatrach prędzej). Jednak dobrze, że Koło ruszyło.

cóż dziś... filmowo. Czeski sen, Tony Takitani i Labirynt Fauna. miło, nie spodziewałem się, że ostatni wymieniony jest tak dobry. czas szukać klasyki. ku ogólnemu "dobru".

sobota, 3 kwietnia 2010

Polska, jakże dziki to kraj

niezwykły był wczorajszy wieczór. słodko-gorzki. ubawiłem się zresztą co niemiara oglądając wiadomości różnych stacji. wpierw jakiś młody dziennikarz z "Rzeczpospolitej" uparcie przekonywał w TVN24 o dalszym życiu i istnieniu tzw pokolenia JP2. jaki podał najważniejszy argument? będąc w kościele widzę mnóstwo osób w moim wieku. zadziwiające, że można opierać tezy na jednostronnym obaczeniu sprawy. skrajnie subiektywne i nieprecyzyjne. to tak, jakby powiedzieć, że przecież wszystkie ptaki na ziemi potrafią latać albo wszystko, co pływa, jest rybą.
druga rzecz, która pozostała w głowie, to wypowiedź Jarosława Gugały o tym... że nie jestem Polakiem, bo nie znam adresu budynku w Krakowie, w którym mieszkał papież. obrzydliwe, jak Polsat buduje populistyczny obraz "Polaka". w tym kontekście - Polakiem nie jestem ja, nie są nimi chociażby Żydzi, muzułmanie, prawosławni i wyznawcy innych wiar, a także ateiści czy agnostycy mający obywatelstwo i mieszkający w Polsce (ogółem: osoby, które się wizytami papieża nie interesowały). nie dziwię się reakcji M. Drzewieckiego, sam bym teraz użył podobnych słów, choć w innej sprawie.

piątek, 2 kwietnia 2010

Now, diabolical!

tia, święta. jak dla kogo - okres świąteczny.
a może: jak, dla kogo, okres świąteczny...?

mniejsza. ważne, że dopiąłem guzik do końca. All right now chciałoby się odśpiewać;] ciao, ciao!

dom zawsze mnie przytłacza - nic się tu nie chce robić. dosłownie! może tylko muzyka niech leci. ani czytać, ani oglądać tv, ani grać. nic. o, dawno nie zasłyszane Buried in Oblivion. jakże genialne.
oczekuję śmierci. śmierci ryby. tudzież padnięcia. może wówczas na nowo, na świeżo zajrzę w akwarium i znajdę dawno zapomniany haczyk (hobbystyczny).

lubię pomieszać stylami:) teraz Xploding'i z Sunset Spirals. hah, to już za półtorej tygodnia!;] Norwegio, gotuj się!