(Nie)stety.
Przyznaję się publicznie. Mój to uczynek. Było dużo argumentów za i przeciw, jednak wczoraj szala przeważyła się na niekorzyść domownika.
Domownika.
Bez przesadyzmu.
Co mnie do tego pchnęło? Głównie jej starość i liczne rany zadane przez uzurpatora głębin. Muszę teraz dopilnować porządku w strefie przydennej, wszak mogę mieć problemy z samcami gibbicepsów.
Mam targają mną sprzeczne uczucia. Z jednej strony ulga i radość, że znowu mogę to naczynie nazwać akwariumem, a nie mini-hospicjum. Z drugiej zaś - żyła od ponad dwóch lat za szybką w moim pokoju. Coś zniknęło. Nazywają mnie mordercą, choć... Wydaje mi się, że w ten sposób czy inny (tj. zagryzienie lub śmierć naturalna) i tak musiałaby odejść na przełomie kilku najbliższych miesięcy. Lepiej zatem uporządkować akwa póki jestem na miejscu.
Znowu - od roku przerwy - mogę myśleć o sobie jako o akwaryście. Znowu zasadzić roślinkę i podglądać, jak sobie w mojej małej przestrzeni życiowej dają radę.
Wszak pamiętaj: Mergol to nie ostatnia ryba na tym świecie.
poniedziałek, 28 czerwca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
poza tym pamietaj ze ci margol pozerała rybki. a co z nia zrobiles?? sama odeszla w zaswiaty czy jej pomogles??
OdpowiedzUsuń~b...
Kanibalizm Margola był jednym z ważniejszych argumentów. Moje początkowe przyznanie się dotyczyło właśnie owej 'winy' tudzież pomocy rybie opuszczenia akwarium i zarazem domu.
OdpowiedzUsuń